Wydaje mi się, że Marta znalazła moją stronę na facebooku całkiem przypadkiem. Bardzo się cieszę z tego powodu, zaraz Wam opowiem dlaczego…
Jest czerwiec 2017 roku. Jadę do Krakowa zrobić dla nich sesję narzeczeńską. (swoją drogą możecie ją zobaczyć tutaj) Jedyną rzeczą, jaką o nich wiem (oprócz standardów z umowy) to to, że Marta ma bardzo miły głos. Ciepły i miękki.
Jest czerwiec 2018 roku. Jadę za Kraków na ślub Marty i Damiana. Wchodząc do Jej domu czuję radość i oczekiwanie. Krzątanina. Ubieranie sukienki. Dojadanie kanapek. Piję szybciutko herbatę w kuchni, mama zagaduje, poznaję siostrę Marty. Wszyscy są szczęśliwi.
Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam portrety.
Przyjechał Pan Młody – u nich tradycyjnie, musi się wkupić w łaski przyszłego teścia, wujka i…. świadkowej, po czym następuje przecięcie wstęgi przez świadkową i świadka.
Ważne dokumenty załatwione!
Powiem Wam w tajemnicy, że płaczę na każdym ślubie. Dobrze, że jestem schowana za aparatem.
Marta – właścicielka pięknej obrączki!
Popatrzcie na ten kościół!
Szczęśliwa Marta. Totalnie uwielbiam jej uśmiech!!
Tak, zrobiłam sobie weselne selfie. W roku 2019 obiecuję sobie zrobić na każdym weselu jedno zdjęcie!
Oh, chyba się nie powiodło
Teraz Wam powiem, dlaczego się cieszę. Ano dlatego, że poznałam świetnych ludzi. Pojechaliśmy w góry na plener, posiedzieliśmy na polanie. Śmialiśmy się razem. Czułam, jakbym ich znała przynajmniej kilka lat.
I wiecie co jest najlepsze w tym wszystkim? Marta z Damianem nie chcieli, abym przesłała im paczkę. Osobiście przyjechali tyle kilometrów po piękny album – to chyba była wisienka na torcie, takie uwieńczenie mojej pracy.
Dziękuję.